Od każdego z nas zależy to, jak wygląda Kościół. To my go tworzymy. Dzisiejsza Ewangelia zachęca do dawania świadectwa i pokazywania, że z nami, z Kościołem,
"O kryzysie. Polemiki z tekstem Michała BONIEGO".Minister Michał Boni mówiąc na o kryzysie jaki ewidentnie ma po aferze taśmowej nie tylko PO, czy rząd ale całe państwo, napisał: „Trzeba wiedzieć, w jakim celu ktoś zaczął reżyserować polskie życie polityczne i publiczne, nie ujawniając założeń scenariusza i nie pokazując swojej twarzy. Ten podrzucony na nośnikach cyfrowych obcy scenariusz rozwojowy dla Polski sieje destabilizację – i nie chodzi tu w ogóle o problem trzymania się kogokolwiek u władzy, czy warunki dla jej zdobycia przez opozycyjną konkurencję, ale o podważenie stabilności państwa.” Ogólnie wypada się z byłym ministrem a obecnie europosłem zgodzić. Ale, ale nie było by drodzy Państwo tego kogoś jak Pan Boni nazywa go reżyserem, gdyby jego „scenarzysta” albo inny „reasercher”, który nie znalałby aktorów do tej sceny! A przecież nie ogłosił tu żadnego castingu tylko wziął ich wprost z desek teatru, w którym grają. Czyż nie tak?!Michał Boni pisze: „Warto też docierać do problemów najważniejszych, czy ten bezimienny super szachista gra o władzę – dla kogoś, czy dla siebie, czy tylko gra przeciw obecnej władzy, czy – bo i tego wykluczyć nie można – jest, istnieje, ale o nic nie gra, jest jak z teatru absurdu, bawi się wykoślawianiem sytuacji…”. Nie wiem czy dowiemy się, kto za tym może stać, bo analiz i wariantów jest sporo a prawdopodobieństwo jednej wersji nie wyklucza innych. Ale niezależnie od tego czego jeszcze się dowiemy, najlepszym okresleniem tego wszystkiego co się stało, jest użyte w piątek przez ministra sprawiedliwości słowo BLAMAŻ. Minister odniósł to do działań prokuratury w redakcji “Wprost”, ja bym to rozszerzył na całe państwo. Spytam głośno: co to mówi nam choćby tylko o wycinku jego struktur, jego urzędów, ważnych służb, no i wreszcie o politycznych elitach? Czyż gdyby nie bohaterowie ten demiurg nie pozostałby bezrobotny?Rację ma minister Boni kiedy pisze że taśmy ujawniają rzeczy podważające sprawność państwa oraz zaufanie do instytucji publicznych, a równocześnie wielu aktorów tego zdarzenia gra fałszywe role przesłaniając prawie że insurekcyjnym tonem złamanie prawa, czyli zakładanie dawne jestem zwolennikiem tezy, że nie cała klasa polityczna i nie wszyscy politycy są źli i brudni. Ale skoro tak – to gdzie są ci dobrzy? Niektórzy odeszli, inni odpadli a dokładniej sprawiła to POSTPOLITYKA, która w ostatniej dekadzie zastąpiła tę prawdziwą politykę rozumianą jako starcie idei. To ona wyrzuciła na margines tych, dla których partia znaczy coś więcej niż maszynka do nawet jeśli standardy się zmieniły i nie ma szans na powrót do „starej” polityki, to nie oznacza, że naszym wyznacznikiem ma być przeciętność. To całe zamieszanie pokazuje tez że etyka oderwana od tej opartej na ścisłej i trwałej więzi z Ewangelią pozostaje tylko życzeniem – jeśli nie pustym ZiemiecDawno już, żadna sprawa nie wywołała tylu komentarzy, analiz i dywagacji. Z ich zalewu przebijają się dwie główne. Te, które się teraz najbardziej ścierają dotyczą tego, czy ważniejsze jest to, co jest treścią nagrania, jak chce wielu polityków opozycji, czy to, kto te nagrania sporządził, jak chce nam wmówić ta grupa polityków, która jest związana z koalicją rządzącą. Co z tego, że premier zapewnia, że oba aspekty są dla niego tak samo ważne, skoro jednocześnie stwierdza, że rozmowy dotyczą tego, co już było załatwione i tym samym nie widzi powodów do tego, by tematowi poświęcać więcej czasu. Najbardziej trzeźwy w tej sytuacji komentarz, który krąży po sieci brzmi mniej więcej tak: “Żona otrzymuje zdjęcia męża z kochanką. On na to: Zosiu zastanówmy się komu to służy, kto chce zniszczyć nasz związek, naszą miłość”. Mamy sytuację przedziwną. Nagrani nie zaprzeczają, że było takie spotkanie, że mówili to, co mówili, mało tego, nawet nie mówią, że ktoś to zmanipulował to, co powiedzieli przez, chociażby, przemontowanie nagrań. Ale oni już mają spokój, nikt się tym nie zajmuje. Państwo szuka autora nagrań krzycząc, że to zamach stanu, że to sterowanie państwem z pozycji anonimowego nagrywacza. Zaskakujące jest to, że tak łatwo wiele osób dało sobie narzucić taką narrację. Tym bardziej, że takich nagrań, które ujawniały nieczyste gry, rozmowy, łapownictwo, nepotyzm, było już sporo. Z nieznanych powodów, tym razem akcenty tak bardzo ktoś chce skierować właśnie na takie tory. To mniej więcej tak, jakby po aferze w Constarze, ministerstwo gospodarki dęło w trąbę, że dziennikarze chcą dokonać zamachu stanu na przemyśle spożywczym. Ciągle ważniejsze od tego, kto nagrywał, jest to, co nagrał. To nie była rozmowa prywatna o kolegach, koleżankach, sprawach rodzinnych, czy łóżkowych. Tak, wtedy takie nagrania nie powinny nigdy ujrzeć światła dziennego. Wtedy jest ważniejsze kto i po co nagrywał. My mówimy o funkcjonariuszach państwa, którzy chcieli ubić interes nijak mający na uwadze dobro państwa, a tylko interes własny, no może partyjny. A skoro ważniejsze jest to, kto nagrywał, to znaczy, że dajemy przyzwolenie na to, by polityka wyglądała właśnie tak, że prezes NBP przy obiedzie załatwia sobie większe uprawnienia w zamian za wspieranie partii rządzącej w utrzymaniu jest pewne. Prawo w Polsce należy napisać od początku. Tym razem porządnie. Tak jak porządnie trzeba na nowo poukładać system prokuratorsko-sędziowski. Bo tak oto mamy sytuację, w której jedna sprawa i jedne przepisy sprawiają, że prokuratorzy, sędziowie, ministrowie sprawiedliwości, byli obecni, prawnicy, adwokaci i konstytucjonaliści spierają się na wykładnie. Każdy ma inny werdykt na to, co kto może, co komu wolno, kto powinien w pierwszej kolejności kogo słuchać. Nie ma się co dziwić, że w tej dowolności interpretacji dziennikarze, publicyści i politycy stają na przeciw siebie i nie dopuszczają do siebie innych wykładni niż te, które są im bliskie. Sprawa najważniejsza zeszła na dalszy plan, żeby nie powiedzieć, właściwie została w tym zamieszaniu niemal całkiem zgubiona. Marek Kacprzak Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 21 czerwca 2014
To, że rządowe media żyją w innym wymiarze wiemy wszyscy nie od dziś. Nie wszyscy jednak mam czas, zdrowie i pieniądze, żeby poświęcać je czytając patriotycz Krzysztof Ziemiec to dziennikarz TVP. W ciągu ostatnich lat dał się pokazać jako twarz rządowej propagandy. Tzw. paski grozy były i sa nadal obiektem kpin i żartów Internet / TVPKrzysztof Ziemiec już nie poprowadzi "Wiadomości", ale nie zniknie z anteny TVP. Na stanowisku prowadzącego wydania głównego "Wiadomości" ma go zastąpić Edyta Lewandowska - pisze portal Wirtualne Media. Ziemiec będzie jednak dalej prowadzić programy w TVP. Niewykluczone, że wkrótce zobaczymy go w roli prowadzącego "Telexpress" - informuje "Paski grozy" z telewizyjnych "Wiadomości" nie będą już czytane przez Krzysztofa Ziemca. Zobaczcie w galerii zarówno te autentyczne, jak również stworzone przez internautów MEMY. Krzysztof Ziemiec odchodzi z "Wiadomości"Krzysztof Ziemiec odchodzi z "Wiadomości" TVP - pisze serwis Wirtualne Media. Ziemiec po raz ostatni prowadził program 14 stycznia 2019 - przypomnijmy, że był to dzień śmierci prezydenta Gdańska - Pawła Adamowicza. ZOBACZ "PASKI GROZY TVP"WIADOMOŚCI BEZ ZIEMCAÓwczesne wydanie "Wiadomości", a konkretnie materiał Macieja Sawickiego, który jako przykłady mowy nienawiści zawierał jedynie wypowiedzi polityków Platformy Obywatelskiej i osób kojarzonych z opozycją. Materiał był wówczas szeroko komentowany jako:niestosowny, zmanipulowany. Krzysztof Ziemiec decyzję o odejściu z "Wiadomości" miał natomiast podjąć po swoim powrocie z Forum Ekonomicznego w Davos, gdzie dziennikarz przeprowadził między innymi wywiad z prezydentem Andrzejem Dudą. Na stanowisku prowadzącego główne wydanie "Wiadomości" Krzysztofa Ziemca ma zastąpić dziennikarka Edyta Lewandowska. Jak decyzję Ziemca komentują inni? Tomasz Lis, naczelny "Newsweek Polska" na Twitterze pisze, że być może wkrótce Ziemiec zacznie kreować się na ofiarę "dobrej zmiany", natomiast Jacek Żakowski z "Polityki" twierdzi: "możliwe, że Ziemiec nie wytrzymał już tej dawki jadu, jaką musiał przepuszczać przez swoje usta. Mam wrażenie, że to reakcja zawstydzenia".Być może cała sytuacja ma związek ze zbliżającymi się wyborami. Na uwagę jednak zasługuje fakt, że Krzysztof Ziemiec nie odchodzi z TVP, a mamy jedynie do czynienia ze zjawiskiem "przeszeregowania". W TVP gotuje się przed wyborami. Można zauważyć, że po śmierci Pawła Adamowicza programy informacyjne zaostrzyły retorykę. Być może Ziemiec poczuł, że się w tym nie mieści. Choć cała krytyka „Wiadomości” skupia się na nim, to warto pamiętać, że to nie on jest kreatorem tego przekazu. Nadal jednak będzie prowadził ważne programy w TVP i on w ten sposób nie mówi: „to nie są moje klocki”. Nie uderza w telewizję publiczną ani we władze. Odchodzi jednak w symbolicznym momencie i to jest pewien sygnał. - analizuje Andrzej Stankiewicz z portalu Krzysztof Ziemiec idzie z Wiadomości TVP do Teleexpressu. Zo... Krzysztof Ziemiec nie zniknie z TVP. Poprowadzi "Teleexpress"?Krzysztof Ziemiec nie będzie prowadził "Wiadomości", ale to nie znaczy, że zniknie z anteny Telewizji Polskiej. Dalej będzie prowadził programy emitowane na antenie TVP Info:"Minęła 20" "Studio Zachód" "Woronicza 17" Jak ustalił serwis istnieje duże prawdopodobieństwo, że Krzysztof Ziemiec poprowadzi Teleexpress". Data debiutu Ziemca w tel roli nie jest jeszcze znana, ale ma to nastąpić jeszcze w lutym 2019. Całej sprawy nie komentuje Jarosław Olechowski, szef Telewizyjnej Agencji Informacyjnej, ale w procesie zmian, które przechodzą programy informacyjne TVP docenia wsparcie red. Krzysztofa Ziemca. Seksafera ze Stefanem Niesiołowskim MEMY: #JurnyStefan, czyl... POLECAMY PAŃSTWA UWADZE:Czy Katowice nadaja się do mieszkania? Panel dyskusyjny DZTYDZIEŃ Magazyn reporterów Dziennika Zachodniego
Krzysztof Ziemiec retweeted. ks. Waldemar Cisło @Waldemar_Cislo 16 hours ago. Program "Między Słowami" 🎙️📺 @KZiemiec @tvp_info || Kiedy szukam
Karierę w mediach rozpoczął w 1994 r. w Trójce. Prowadził serwisy informacyjne w TVN24, TVP1, TVP2 i TV Puls W czerwcu 2008 r. ponad 40 proc. ciała dziennikarza uległo poparzeniu drugiego i trzeciego stopnia. Po trwającej prawie półtora roku rehabilitacji Krzysztof Ziemiec wrócił do pracy w telewizji Przyszłą żonę Danutę poznała na karnawałowej prywatce. Ślub wzięli w 1997 r. Mają troje dzieci: Mariannę, Olgę i Franciszka Więcej takich historii znajdziesz na stronie głównej Onetu Bądź na bieżąco! Obserwuj Plejadę w Wiadomościach Google Krzysztof Ziemiec świętuje 55. urodziny. Jeden z najbardziej znanych i rozpoznawalnych dziennikarzy Telewizji Polskiej przyszedł na świat 26 czerwca 1967 r. w Warszawie. Rodzice (mama – stomatolog, ojciec – inżynier) chcieli, żeby miał konkretny zawód. Po maturze Krzysztof poszedł na Politechnikę Warszawską, gdzie rozpoczął studia na Wydziale Inżynierii Ochrony Środowiska. Miał być specjalistą od budowy wodociągów i oczyszczania wody. Na czwartym roku podjął dodatkowe studia na kierunku budownictwo wodne. Jak opowiadał na spotkaniu z uczniami w Mławie: "Byłem nastawiony na to, żeby być takim budowlańcem z krwi i kości, który będzie potrafił wszystko, i nikt go nie zagnie na budowie”. Po obronie pracy magisterskiej Krzysztof Ziemiec postanowił spełnić swoje wielkie marzenie. Chciał zostać dziennikarzem, najlepiej radiowym. Ukończył podyplomowe studia w pracowni radiowej polsko-amerykańskiego studium dziennikarskiego. W 1994 r. dostał staż w Trójce. Miał radiowy głos, poprawnie mówił do mikrofonu, szybko zaczął prowadzić audycję "Zapraszamy do Trójki". Później przeskoczył do telewizji, która dawała większą popularność. Zaczynał w TVN24, gdzie prowadził serwisy informacyjne, a w 2004 r. nawiązał współpracę z TVP. Cztery lata później zdarzył się wypadek, który zmienił życie Krzysztofa Ziemca i jego rodziny. Dalszą część artykułu przeczytasz pod materiałem wideo: Niedziela, 22 czerwca 2008 r., tuż przed godziną w mieszkaniu Krzysztofa Ziemca na drugim piętrze bloku na warszawskim Ursynowie wybuchł pożar. Jego żona Danuta podgrzewała parafinę kosmetyczną, którą stosowała na pękającą skórę na dłoniach. Zapomniała o niej i poszła do łóżka. Dziennikarz w tym czasie brał kąpiel. Nagle poczuł dziwny zapach. "Wyszedłem z wanny, w kuchni zobaczyłem łunę. Parafina uległa samozapłonowi. Najpierw – jako stary harcerz – przykryłem garnek pokrywką, licząc, że odcięcie powietrza zdusi ogień, ale wtedy nastąpił wybuch. Chciałem to wynieść. Nie pomyślałem, że garnek był rozgrzany do czerwoności i wypadnie mi z rąk. Płonąca parafina oblała mnie i podłogę. W ten ogień padałem, wstawałem. W korytarzu natychmiast zajęła się kupiona kilka tygodni wcześniej szafka. Nad nią były korki, które się przepaliły, wszystko wysadziło. Trwało to sekundy, może minuty” – opowiadał w wywiadzie dla portalu Gdy zaczęły się palić drzwi, które były jedyną drogą ucieczki z płonącego mieszkania, Krzysztof Ziemiec pomyślał, że albo wszyscy spalą się żywcem, albo on się poparzy, ale otworzy te drzwi i ocali rodzinę. Udało mu się, uratował żonę i trójkę dzieci. Sam doznał strasznych obrażeń. Ponad 40 proc. jego ciała uległo poparzeniu drugiego i trzeciego stopnia. Lekarze przez dwa tygodnie walczyli o jego życie. Krzysztof Ziemiec Zdarzało mu się wyć z bólu Powrót do zdrowia trwał półtora roku. Długo nie był w stanie nic jeść, więc karmiono go niemal przez rurkę. Robiły to pielęgniarki, czasami żona, potem koledzy z pracy. "Było to dla mnie trudne, bo po prostu wstydziłem się swojego wyglądu i tej bezradności. Jeszcze gorzej było, gdy w szpitalu siostry mnie rozbierały i wiozły do mycia. Dorosły facet, bezbronny, na golasa. To olbrzymie odarcie z godności. Ale też jakaś lekcja życia" – wspominał Krzysztof Ziemiec. Po wypadku musiał przejść długą i wyczerpującą rehabilitację w przychodni na Kole. "Przez ponad pół roku jeździliśmy codziennie w korkach na drugi koniec Warszawy. Ja nie byłem wtedy w stanie siedzieć, więc leżałem zwinięty na tylnej kanapie w samochodzie. Trzymałem ręce i nogi w górze, żeby krew dobrze spływała w kierunku serca" – opowiadał w wywiadzie dla "Vivy!". Przeżywał ciężkie chwile nie tylko ze względu na ból, ale również brak motywacji. Na początku nie potrafił nawet zrobić przysiadu. Musiało upłynąć trochę czasu, nim znalazł w sobie siłę do walki. "Otaczali mnie głównie starsi ludzie, po wypadkach, wylewach. I tak wtedy myślałem, że staruszkowie, a niektórzy byli naprawdę w podeszłym wieku, dają radę, a ja, młody człowiek, miałbym się poddać? Ci ludzie obok dawali mi przykład. Skoro im się udaje, to ja też tak muszę. Zdarzało mi się wyć, później jednak zaciskałem zęby, bo oni nie krzyczeli” – przyznał Krzysztof Ziemiec. Foto: Andras Szilagyi / MW Media Krzysztof Ziemiec z Telekamerą Przyszłej żonie powiedział, że jest rozwozicielem mleka Miesiące spędzone w szpitalu i długotrwała rehabilitacja uświadomiły Krzysztofowi Ziemcowi, jak silną kobietą jest jego żona Danuta. Jej nieustępliwość dodawała mu siły. "Patrzyłem na żonę, jak ledwo jest w stanie uwinąć się z tym wszystkim – dom, trójka dzieci i jeszcze chory, nieszczęsny mąż, którego trzeba zawieść na rehabilitacje. I, mimo że miałem momenty zwątpienia, żona nigdy się nie poddała. Nie pokazała po sobie, że jest bez sił. Wiedziała, że nie może. Bo kiedy ona się załamie, ja w jej twarzy zobaczę poparzonego, obolałego i zrezygnowanego siebie. To działa jak lustro” – opowiadał. Danuta i Krzysztof poznali się na początku lat 90. na karnawałowej prywatce. Był wtedy studentem, pojawił się w garniturze pożyczonym od wujka. Atrakcyjna brunetka od razu wpadła mu w oko. Ona również od razu zwróciła na niego uwagę. "Udawałem nieudacznika. Przyszłej żonie powiedziałem, że na co dzień jestem rozwozicielem mleka, który jeździ NRD-owskim roburem. Uwierzyła, co mnie trochę zdziwiło. Ale dała złapać się na haczyk. I tak to się zaczęło" — wspominał Krzysztof Ziemiec w rozmowie z "Faktem". Foto: Andras Szilagyi / MW Media Krzysztof Ziemiec z żoną Danutą Na pierwsze randki umawiali się zazwyczaj na warszawskiej Starówce, a wakacje spędzali na spływach kajakowych. Byli nierozłączni, ale ze ślubem się nie spieszyli. Pobrali się po pięciu latach znajomości. Na początku małżeństwa zdarzały się kłótnie. "Pamiętam, że kiedyś sprzeczaliśmy się z Danusią z byle powodu. Dziś wiem, że było to głupie i małostkowe. Teraz oboje jesteśmy bardziej dojrzali i od razu rozwiązujemy problemy" — zwierzał się Krzysztof Ziemiec. Państwo Ziemcowie mają troje dzieci. Marianna przyszła na świat, gdy jej tata pracował w Trójce, Olga urodziła się, kiedy pan Krzysztof prowadził serwisy informacyjne w TVN24, natomiast Franciszek już w okresie pracy w TVP. Domem i dziećmi zajmowała się pani Danuta, a wolne chwile poświęcała na renowację starych mebli. Po wypadku Krzysztof Ziemiec podjął decyzję, że będzie więcej czasu spędzał z rodziną. Po 18 miesiącach przerwy wrócił do pracy i poprowadził główne wydanie "Wiadomości” w wigilijny wieczór 2009 r. "Wiedziałem, że będzie duża oglądalność i nie chciałem, żeby ludzie myśleli, że przyjęto mnie do TVP tylko z litości. Bo kiedyś już tam pracowałem, miałem wypadek, teraz trzeba mi pomóc. Starałem się udowodnić, że jestem właściwą osobą, na właściwym miejscu. Byłem bardzo stremowany. Zastanawiałem się, czy poradzę sobie z emocjami. Strasznie bałem się jakiejkolwiek pomyłki" — opowiadał w wywiadzie. Jednak nawet po powrocie do pracy stara się nie zaniedbywać najbliższych. Jak powtarza: rodzina to podstawa. Foto: Tomasz Gzell/PAP / PAP Krzysztof Ziemiec z żoną i dziećmi (Warszawa, luty 2011 r.) Strach wciąż mu towarzyszy Krzysztof Ziemiec najlepiej wycisza się na działce pod Warszawą. Odziedziczył ją po rodzicach. W latach 80. dostarczała warzyw i owoców, teraz — ciszy i spokoju. "Przez cały rok żyję bardzo szybko i intensywnie, nie mam wiele czasu na czytanie książek czy pójście do kina, do teatru. Tutaj mogę zwolnić, zrelaksować się, znaleźć chwilę dla rodziny. Bez pośpiechu porozmawiać, pośmiać się, pożartować. Nie używam tam nawet komputera, mamy tylko mały telewizor, bo w moim zawodzie muszę być cały czas na bieżąco" — wyznał w rozmowie z "Dobrym Tygodniem". Nie ukrywa, że cały czas boi się o przyszłość swoją i swojej rodziny. Od żony słyszy, by cieszył się chwilą, tym, co jest teraz. On jednak ma tendencję do zamartwiania się tym, co się wydarzy w przyszłości. Jak ze smutkiem tłumaczy: "Nie wiem, jaki świat wyłoni się zza zakrętu. Trochę się obawiam, że będzie brutalny, taki w którym nie ma miejsca na wrażliwość". Foto: Krzysztof Ziemiec / Facebook/KrzysztofZiemiec Krzysztof Ziemiec Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat? Skontaktuj się z nami, pisząc maila na adres: plejada@ Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z życiem gwiazd, zapraszamy do naszego serwisu ponownie!
Krzysztof Ziemiec odpowiada na pytanie "Czy cierpienie może przynosić dobro"?. Ból, cierpienie, choroba, nagła śmierć Czy rzeczywiście "Wszystko jest po c
Ratował żonę i dzieci. Otarł się o śmierć. Jego twarz dobrze znana z ekranu zniknęła na długie miesiące. "Wiara, nadzieja i miłość. To one ocaliły mnie i moją rodzinę”, mówi Krzysztof Ziemiec.– Czasem parę minut, jedna chwila potrafi zmienić życie. Wiecie o tym Ziemiec: Zanim wydarzył się wypadek, tej jesieni, po ośmiu latach miałam wrócić do pracy. Przez ten czas urodziłam troje dzieci. Najstarsza, Marianna, poszła właśnie do pierwszej klasy. Do średniej, Oli, w przedszkolu dołączył trzyletni Franio. Chciałam znów ruszać w świat. Kiedy w maju o swoich szansach porozmawiałam w agencji fotograficznej, z którą kiedyś byłam związana, usłyszałam: "Możesz zacząć nawet jutro”. Pamiętam, jak pochwaliłam się Krzyśkowi, że moje koleżanki piszą kolejne CV, denerwują się, a ja nie muszę. "Jak to? A kto się tym wszystkim zajmie?”, zgasił wtedy mój entuzjazm. Tak, tak, przecież to on jest tym, który ciężko pracuje (śmiech).Krzysztof Ziemiec: Fakt. Często przyjeżdżałem do domu na godzinkę, na obiad, a potem wracałem do redakcji i siedziałem niemal do północy.– A Pani kładła dzieci spać i do północy czekała na męża? Danuta Ziemiec: Czekałam, ale zdarzało się, że usypiałam. Musiałam wcześnie wstać, żeby następnego dnia wyszykować dzieci. Taki mężczyzna telewizyjny potrzebuje rano sam o siebie zadbać, ogolić się, a potem chce założyć uprasowaną koszulę. Uznałam, że dopóki Krzysiek musi tak ciężko pracować, moją rolą jest zorganizować wszystko idealnie. Zostałam w domu i stworzyłam prawdziwy dom. Piekłam chleb. Wspólnie robiliśmy konfitury. Nalewki – w tym roku jest żurawinowa. Ten kredens przyjechał z targu staroci, odrestaurowałam go sama. Zajęło mi to pół roku. Mama Krzysia jest lekarzem i była przerażona. Musiałam przysięgać, że jak skończę, nie będzie na nim ani jednej bakterii. Dzieci zawsze same robiły prezenty. Stroje na przedstawienia szyliśmy, nie wypożyczaliśmy.– I nagle... pożar. Nikt nie zginął. Ale było Ziemiec: Prawda jest taka, że gdybym tu, gdzie dziś siedzimy, został wtedy parę minut dłużej, to już by mnie nie było na świecie. Tamte chwile sprzed pół roku zmieniły całe nasze życie. To był ciepły, niedzielny, czerwcowy wieczór. Jak wiele innych. I nagle parafina, którą Dana podgrzewała w garnku, zapaliła się. Najpierw zaczęła palić się kuchnia, potem zajął się przedpokój i już nie było jak wyjść. Ogień odciął nam jedyną drogę ucieczki. Wyskoczyłem z łazienki w ręczniku. Zaczęliśmy obydwoje w panice krzyczeć: "Ratunku, pali się!”. Wybiegłem na balkon naszego drugiego piętra. Ale ulica była Ziemiec: A jednak ktoś nas usłyszał, przeskoczył przez płot, bo teren jest ogrodzony. Skrzyknął Ziemiec: Wtedy o tym nie wiedziałem. Żona pobiegła do Ziemiec: W oczy i gardło gryzł czarny dym. Strzeliły korki, było zupełnie ciemno. Chciałam otworzyć okna, udało się z trudem, bo mamy założone blokady, to moja obsesja, że któreś z dzieci mogłoby Ziemiec: Szybko zdałem sobie sprawę, że krzyk nie ma najmniejszego sensu. Zanim przyjedzie pomoc, zaczadzimy się albo spalimy. Dzieci kasłały. Wiedziałem, że muszę otworzyć płonące drzwi wyjściowe. Miałem nawet taką wizję, że łapię za klamkę, a ona rozżarzona mi w ręku zostaje. Taki błysk myśli, ułamek sekundy. Nie pamiętam bólu ani strachu. Mózg miałem zaprogramowany na: przetrwać, przeżyć, ocalić. Wśród płomieni odszukałem zasuwę. Na korytarzu czekali już sąsiedzi z wodą. Podobno byliśmy w takim szoku, że otumanieni nie chcieliśmy wyjść. Podobno stałem tak, krwawiąc, z podniesionymi rękami, z których zwisała spalona skóra. Mam tylko jedno wspomnienie: leżę przed domem, a Danusia coś do mnie mówi, mówi i nie Ziemiec: Był mocno poparzony, krwawił. Czekając na karetkę, starałam się bez przerwy z nim rozmawiać, bałam się, że może stracić przytomność, że serce nie wytrzyma. Przyjechała pomoc. Krzyś dostał zastrzyk znieczulający. Dzieci wymiotowały, musiałam pojechać z nimi na badania i zostawić męża. Nie wiedziałam nawet, gdzie go zabierają. Ani w jakim jest stanie.– Poparzone ponad czterdzieści procent ciała. To zagrażało życiu. Danuta Ziemiec: I to wszystko wydarzyło się z mojego powodu. Z ciepłej parafiny robię okłady na swoje przesuszone alergiczne dłonie. Kiedy po wypadku szłam do Krzyśka do szpitala, myślałam w kółko: Czy on będzie chciał ze mną rozmawiać? Czy nie będzie miał żalu? Nie miał. Nie ma. Ulżyło mi. Do dziś tyle razy to, co zaszło, przegadaliśmy, przetrawiliśmy.– Przeszedł Pan piekło... Krzysztof Ziemiec: Kiedy minął szok, zacząłem panicznie bać się zmiany opatrunków. Nieopisanego bólu. Bo taki codzienny, stały, pulsujący można oswoić. Ale zdejmowanie opatrunków było jak największa tortura. Nawet małe dzieci dostają wtedy morfinę. Jest absolutnie niezbędna. A ja pomimo morfiny wyłem jak w katowni. Nie zdawałem sobie sprawy, jak łatwo się uzależnić. Przyszedł moment, kiedy trzeba było zmniejszać dawkę. Powiedziałem lekarzowi: "Nie ma sprawy”. A jednak to był całkiem spory problem. Pierwsza noc bez zbawiennego zastrzyku. Żona wyszła chwilę po dziesiątej. Nie mogłem spać. Leżałem na wznak, myśląc: Przecież w końcu usnę. Nie mogłem się ani o milimetr przekręcić. Zimny pot zmieniał się w gorący. Zaczęło mi się wydawać, że jestem spętany siecią i nie mogę się wydostać. A kiedy w skrajnym zmęczeniu wpadałem w krótki sen, śniłem koszmary. Rozrywały mnie maszyny zębate, przejeżdżał po mnie czołg, śniła mi się śmierć dzieci. To chyba było najgorsze. I tak wiele Ziemiec: Krzyś miał długi czas wysoką gorączkę. Dostawał antybiotyki. Przetaczano mu krew, tak złe miał wyniki badań. Wracałam do domu i też nie spałam, myśląc: Co z nim? Gorzej? Lepiej? Czy on to wszystko wytrzyma? I serce mi pękało. – Po pięciu tygodniach w szpitalu wrócił Pan do domu. Jakie były te pierwsze dni? Krzysztof Ziemiec: Naiwnie miałem w głowie poukładane, że za trzy tygodnie zacznę to, za miesiąc tamto. Ale szybko uświadomiłem sobie, jak długa droga przede mną. Zdrowie nie chciało przychodzić. Byłem niedołężny. Poznałem smak życia Ziemiec: W szpitalu była pani do zmiany opatrunków, porannego mycia, sprzątania, gotowania. Powiedziałam: "Pamiętaj, że w domu będę tylko ja jedna”. Krzyś przez półtora miesiąca nie robił sam nic, prócz mycia zębów. Trzeba było uruchomić pokłady kreatywności, żeby wymyślić, jak on ma wejść i wyjść z wanny. Przecież jestem dużo słabsza. Dwa metry dzielące krzesło od kanapy były drogą na koniec świata. Nogi mdlały. Potem chodząc po domu, Krzyś opierał się na dziecięcym wózku. Pił przez słomkę. Chleb, mięso kroiłam mu na drobniutkie Ziemiec: Z początku nie czułem smaków. Odkrywałem wszystko od nowa. Ale ciepło domowe, normalne łóżko działały cuda. Będzie dobrze, choć dziś w windzie nie mogę ustać minuty, w metrze przecież nikt mi miejsca nie ustąpi, samochodu jeszcze nie prowadzę.– Trzeba mieć żelazną psychikę, żeby to wytrzymać. Myślę o Was obydwojgu. Krzysztof Ziemiec: Po tygodniu przyszło pierwsze załamanie. Dana rzuciła do mnie rano bez zastanowienia: "No, to wstawaj”, a ja zrozumiałem, że jeszcze długo nie będzie normalnie. Czterdziestoletni mężczyzna, który nigdy nie chorował. Byłem niecierpliwy, chciałem wszystko już. Pamiętam swoją wściekłość, kiedy nie mogłem drgnąć, żeby zasunąć zasłonę, a żona już zdążyła zasnąć, bo była Ziemiec: Co było najtrudniejsze? Wypuszczono Krzysia ze szpitala, ale wciąż trzeba było zmieniać mu opatrunki. Przez kilka tygodni, kiedy zbliżała się ta chwila, było mi za każdym razem niedobrze, bo czułam na sobie ciężar odpowiedzialności. Dotknę go i zaraz znów będzie lała się krew. Boże, żeby tylko w te rany nic się nie wdało, myślałam gorączkowo. Poranna kąpiel trwała niemal dwie godziny. W domu wszędzie porozkładane były białe prześcieradła, bo Krzysiek musiał chodzić z odkrytymi ranami, inaczej nie chciały się goić. Dla katolika to jest krzyż. Jak na to patrzę? Weź go, bo taki właśnie jest ci dany na twoje twarde plecy.– Jak odnalazły się w tym wszystkim dzieci? To przecież maluchy. Danuta Ziemiec: Było i czepianie się nóg, i płacz: "Mamo, gdzie znów wychodzisz?”. Po dwóch tygodniach zapytały: "Dlaczego chodzisz do taty, a nas nie zabierasz?”. Poszłam z tym pytaniem do szpitala. "Czy można wejść z dziećmi?”, zaczęłam nieśmiało. "Trzeba! Niech zobaczą, dlaczego mama nie może z nimi być. Przecież z chorobą taty będą musiały mierzyć się jeszcze miesiące”. Wzięłam je. Ziemiec: Dzieci psychicznie wszystko bardzo przeżyły. Średnia, Ola, z tamtej tragicznej nocy zapamiętała chyba najwięcej. Mówi, że widziała ogień, tatę, jak leżał na ziemi, ślady krwi. Pamiętam, raz oglądałem wiadomości, podano informację o tym, że w Madrycie zapalił się na pasie startowym samolot. Wyłączyłem zaraz telewizor. "No, panny, czas spać”, chciałem dać córkom buziaka. Spojrzałem na Olę, miała taką posiniałą kamienną twarz i zaraz zwymiotowała. Nie umiała opanować nerwów. Dłuższy czas w domu omijała mnie szerokim łukiem. Nie potrafiłem tego z początku zrozumieć. Jak to? Dzieci, na które tak czekałem, unikają mnie? Boją się mnie? Nie naciskałem. I po jakichś trzech tygodniach córeczka powiedziała do Danusi: "Mamo, ja już się nawet przyzwyczaiłam do tych poparzonych ludzi”. Nie przeszło jej przez gardło "do taty”.Danuta Ziemiec: Wtedy zaczęła sama przychodzić i rozmawiać z Krzyśkiem. Zmieniła się w czułą opiekunkę. To Ola go budzi. Rozsuwa artystycznie zasłonki i śmieje się, że robi teatr. Pyta, co mu się śniło, czy jeszcze Ziemiec: Franio z kolei kładzie się rano koło mnie i setny raz powtarza: "Tato, a dlaczego ty musiałeś wejść w ten ogień? Mama stanęła obok i jest zdrowa, dlaczego ty jesteś chory?”. Oglądamy razem albumy ze zdjęciami, a on pyta: "Czy ty jeszcze będziesz taki?”. "To znaczy jaki?”, dopytuję. "Czy będę miał taką fryzurę, dłuższe włosy?” "Nie, tato, taki jak tu... taki, taki ładny?”, rozbraja mnie. Dziecięce pytania są jak lawina. "Będziesz mógł z nami jeździć na rowerze, tato? A na nartach? Kiedy pojedziemy nad morze?” i sto innych. Jest w moim życiu światło, że jeszcze to wszystko będzie mi dane. W przychodni rehabilitacyjnej prowadzę ze sobą walkę. Każdego dnia staram się od nowa pokonać słabość. Raz jeszcze powtórzyć jakieś ćwiczenie, choć ciało omdlewa. Muszę, blizny tak strasznie ściągają skórę, że gdybym tego zaniechał, nie wyprostowałbym się już nigdy. Wychodzę z domu. Słyszę, że potrzebny jest mi spacer bez celu. A ja na razie się zmuszam. W Święto Zmarłych poszliśmy na cmentarz. Udało mi się dotrzeć do grobu taty. Na szczęście po drodze jest dużo ławek. Byliśmy też w zoo, przysiadałem co pięćdziesiąt metrów. Trudne, ale nie poddam się. Ostatnio jakaś pani żegnała się ze mną: "Do zobaczenia na szklanym ekranie”. "Zobaczymy”, odpowiedziałem. "Na pewno będzie taki czas, czekam na to”, odpowiedziała. Marzę o tym.– Coś się w Panu zmieniło? Krzysztof Ziemiec: Żyłem w nieustającym młynie. I powtarzałem: "Dam radę, jeszcze rok, może dwa?”. W redakcji doświadczałem silnej konkurencji między ludźmi. Trudno mieć w takiej pracy przyjaciela, nawet dobrego kumpla, gdy szczerość ograniczona jest do minimum. Po wypadku nabrałem znów wiary w ludzi. Dostałem niezwykłe dowody wsparcia. W szpitalu nie miałem komórki, nie byłbym w stanie z niej korzystać. Ale potem, w domu, czytałem SMS-y, chciało mi się płakać i płakałem. "Fatima Jestem w sanktuarium z rodziną, cały swój pobyt poświęcam modlitwie o zdrowie dla ciebie”. Pisali ci, których nie widziałem od lat. Czasem nawet tacy, których nie Ziemiec: Kiedy Krzysztof znalazł się w szpitalu, przez nasz dom przewinął się korowód ludzi, z TVN-u, z Pulsu. Jeden kolega, sam z nogą w gipsie, siedział tu bez przerwy z komputerem, pracował, ale też nad wszystkim Ziemiec: Miał nogę w gipsie? Boże, nie Ziemiec: Wpadałam w przerwach pomiędzy opieką nad dziećmi, które zabrała moja mama, a gotowaniem specjalnych wysokobiałkowych posiłków dla Krzyśka, wizytami w szpitalu. A w naszym domu mężczyźni zawijali w gazety te wszystkie bibeloty, żeby można było spakować je do kartonów i wynieść na czas remontu. Sąsiedzi oddali nam pół swojego mieszkania. Złożyliśmy tam cały nasz Ziemiec: Wróciłem do domu bez informacji, że niezbędna jest mi rehabilitacja. Ćwiczę dzięki uporowi koleżanki z "Panoramy”. Pomimo moich protestów wpadła ze znajomą rehabilitantką. A ta spojrzała na mnie, na przykurczone ręce, i usłyszałem: "Natychmiast do pracy!”. Ktoś dobry dał mi kontakt do kliniki leczenia poparzeń w Siemianowicach. Były polski ambasador w Iraku, generał Pietrzyk, też poparzony, bo rok temu w zamachu wjechał na minę wozem pancernym, przekazał mi specjalny plaster na blizny. Dostaliśmy od ludzi bardzo wiele serca. Taki wypadek zmienia zupełnie optykę. Cieszy mnie dziś każda minuta z rodziną. Byłem wrażliwy, teraz jestem piekielnie. Razem z dziećmi oglądaliśmy niedawno w telewizji "Anię z Zielonego Wzgórza” – popłakałem się. Bywa, że chorobliwie się martwię. Żona wychodzi z dziećmi na spacer. A ja myślę, kiedy oni wreszcie wrócą. Gdy za oknem słychać pisk opon, przebiega mi przez głowę: Jezu, żeby im się tylko nic złego nie stało. Bo bez wątpienia są w moim życiu najważniejsi. – Słowa mają dziś dla Was inny wymiar? "Kocham cię” znaczy więcej? Danuta Ziemiec: Jestem wylewna, zawsze mówiłam "kocham” i dawałam sygnał, że sama tego potrzebuję. Krzyś dawniej bronił się przed podobnymi deklaracjami. "To przecież oczywiste”, Ziemiec: A teraz sam domagałem się takich słów. Kochasz? Kocham. I wciąż chcę rozmawiać o tym, co nas łączy.– Blisko święta. Jakie będą Wasze? Krzysztof Ziemiec: Pamiętam smutną Wigilię w zeszłym roku. Pracowałem w telewizji Puls. Wyszedłem rano, a wróciłem parę minut przed północą. Dzieci spały. Miałem łzy w oczach, bo pierwszy raz w naszym domu przy świątecznym stole zabrakło taty. Zawsze tak ustawiano grafik, że wcześniej czy później docierałem na kolację. W minione święta nie przełamałem się z bliskimi opłatkiem. Miałem tego dnia dwa wydania wiadomości. To drugie chcieliśmy odtworzyć. Tłumaczyliśmy szefowi, że w Wigilię ono nie jest potrzebne. Amerykanin nie zrozumiał, nie zgodził się. Nie palę. Ale wtedy wyszedłem i zaciągnąłem się dymem. W tym roku będzie inaczej. Chociaż nie mogę pójść do sklepu. I jak mam w tym roku znaleźć Świętego Mikołaja?Danuta Ziemiec: Prawdę mówiąc, Krzyś nie miał nigdy zbyt wiele czasu na prezenty. Często sama coś kupowałam i mówiłam: "Zobacz, kochanie, Mikołaj to przyniósł”. Zdarzało się, że szedł do sklepu i dostawał tam zakupowego szału. Wracał z workami dziecięcych ciuszków. Z ostatniego wyjazdu do Stanów cały dumny przywiózł dla dzieci buty z kółkami. Ale chyba nigdy nie zdarzyło się to w święta (śmiech). Prezenty to moja Ziemiec: To chyba powinno się zmienić (śmiech). Ta Wigilia będzie wyjątkowa i bardzo radosna, bo wszystko w naszym życiu idzie w dobrą stronę. Dzieci dostają też od losu prezent. Widzą rodziców, którzy się wspierają, kochają i nie opuszczą w potrzebie. A tego nic nam nie odbierze. MONIKA KOTOWSKA / VIVA
View the profiles of professionals named "Ziemiec" on LinkedIn. There are 20+ professionals named "Ziemiec", who use LinkedIn to exchange information, ideas, and opportunities.

ONS Na wszystko musi być czas Popularny prezenter TVP Krzysztof Ziemiec to człowiek, który wiele w życiu przeszedł. Być może dlatego łatwiej mu teraz podejmować ważne decyzje i cieszyć się prostymi rzeczami. Szczęście odnajduje w odnalezieniu właściwego balansu pomiędzy wszystkim, co istotne. - Czuje satysfakcję zawsze, gdy udaje mi się osiągnąć równowagę między pracą i domem, a do tego jeszcze wystarczy mi czasu na ulubione hobby - zdradził Ziemiec "Twojemu Imperium". A hobby pana Krzysztofa to między innymi wysiłek fizyczny oraz wycieczki po Polsce, szczególnie na rodzime plaże. (ac) ONS Ziemiec chce wybudować dom Prezenter TVP ma poważny plan na najbliższy okres Doświadczony przez życie prezenter "Wiadomości" w TVP, Krzysztof Ziemiec, ma poważne plany na przyszłość. Ziemiec wyznał, że chce wybudować dom. - Odziedziczyłem po rodzicach działkę pod Warszawą. W młodości zasadziłem na niej blisko sto drzew. Syna też już mam. Teraz pozostaje mi tylko wybudować dom... I zamierzam to zrobić - czytamy w magazynie "Świat i ludzie". Trzymamy kciuki! (ac) ONS Ziemiec niepewny przyszłości Musi się liczyć z poważną obniżką pensji Jeden z najbardziej lubianych i cenionych prezenterów w TVP , Krzysztof Ziemiec , może już niedługo zniknąć z anteny. Jego kontrakt kończy się 17 grudnia, a negocjacje nowej umowy posuwają się bardzo wolno. "Podobno pan Krzysztof ma szansę, by dalej pracować, ale musi się liczyć z obniżką swoich poborów nawet o połowę!" - czytamy w "Rewii". Na pewno nie jest to komfortowa sytuacja dla Ziemca. Z drugiej strony, w czasach kryzysu może się okazać, że lepszy wróbel w garści... (ac) Krzysztof Ziemiec w żałobie. Nie żyje jego mama Krzysztof Ziemiec w żałobie. Nie żyje jego mama Krzysztof Ziemiec poinformował swoich fanów na Facebooku o tragicznym wydarzeniu. W czwartek napisał, że jego mama nie żyje. Zamieścił zdjęcie żółtych tulipanów z podpisem "Mojej Mamie...". "Fakt" w styczniu pisał, że pani Maria Ziemiec trafiła do szpitala. Sam Ziemiec mówił o tym, że jego mama musi przejść operację. Wiadomo, że kobieta miała problemy z sercem. Fani Krzysztofa Ziemca składają mu kondolencje. Panie Krzysztofie! Proszę przyjąć wyrazy współczucia i modlitwę - napisała jedna z fanek Krzysztofa Ziemca na Facebooku. - Wyrazy współczucia. Niech Bóg niesie ulgę w cierpieniu. A Mamie "Wieczny odpoczynek racz Jej dać Panie" - napisał kolejny fan. Krzysztof Ziemiec o tragedii w jego rodzinie poinformował na Facebooku Fani Krzysztofa Ziemca składają mu kondolencje Małgorzata Rozenek-Majdan Ślub od pierwszego wejrzenia Trendy w koloryzacji włosów na wiosnę i lato 2022. Te odcienie robią mocne wrażenie Dopamine dressing to najgorętszy trend sezonu. Obłędną koszulę w stylu Małgorzaty Rozenek-Majdan kupisz w Sinsay za 39,99 Klaudia Halejcio w najmodniejszych spodniach tego lata. Podobne kupisz w Sinsay za 35 zł Urszula Jagłowska-Jędrejek Anna Lewandowska w modnym swetrze ponad tysiąc złotych. W Sinsay kupisz podobny za 50 złotych! Aleksandra Skwarczyńska-Bergiel Najmodniejsze buty na wiosenno-letni sezon. Te modele ma w szafie każda it-girl

Cieszę się że mogłem podzielić się swoją wiedzą zdobytą przez tyle lat w mediach. Urząd Marszałkowski Województwa Łódzkiego Fot. Adrian Lewandowski - Narodowy… Krzysztof Ziemiec (44 l.) od dwóch lat jest czołową postacią "Wiadomości", sztandarowego programu informacyjnego TVP 1. Jednak 17 grudnia kończy się jego kontrakt z telewizja publiczną, a dziennikarz wciąż nie wie, czy podpisze nową umowę. Fakt nieoficjalnie dowiedział się, jak ma wyglądać propozycja nowej umowy Ziemca. Pan Krzysztof musi się liczyć z obniżką swojej pensji. Nawet o połowę! W środę pojawiła się informacja, że Ziemiec nie jest już pracownikiem „Wiadomości”. Te sensacje szybko zdementowała rzecznika TVP Joanna Stempień-Rogalińska, informując jednocześnie, że w połowie grudnia – gdy będzie wygasała obecna umowa dziennikarza z telewizją – ma dojść do jego spotkania z prezesem stacji, Juliuszem Braunem (63 l.). Z naszych informacji wynika, że Ziemiec do tej pory mógł liczyć na około 30 000 złotych brutto miesięcznie. Nie wiadomo, ile zaproponuje mu prezes TVP w nowej umowie. Wiadomo jednak, że w TVP oszczędności szukane są na każdym kroku, a zespół „Wiadomości” ma przejść restrukturyzację i sporo pracowników będzie musiało szukać nowej pracy. Sam Krzysztof Ziemiec nie chce komentować całej sprawy. Jak potoczą się dalsze losy popularnego dziennikarza? Czy zgodzi się na krótszą, niż do tej pory umowę, dodatkowo gorzej opłacaną? Najbliższa przyszłość da odpowiedź na to pytanie. Źródło: Newsweek_redakcja_zrodlo DIJ1. 185 464 455 70 86 119 211 230 386

krzysztof ziemiec marianna ziemiec